poniedziałek, 3 stycznia 2011

2011 nadziei

Czy jest ktoś kto nie postanowił sobie czegoś na nowy rok ? Choćby tego żeby utrzymać dobry kurs, żeby nie było gorzej, żeby sprawy miały się tak, jak idą do tej pory ? Może jest ktoś kto nie myśli o nowym roku, jako o czasie nowych wyzwań. Na pewno są tacy. Ja parę postanowień zrobiłem. Oczywiście nie mam zamiaru uzewnętrzniać się tutaj z wszystkimi swoimi postanowieniami. Zresztą nie jest ich znowu tak wiele. Poza tym są nieco nudne, bardzo zwyczajne i nie ma o czym mówić. Właściwie już je zrealizowałem, a teraz muszę tylko w nim wytrwać. Nie będzie to łatwe.
Dzisiaj przeprowadziłem ciekawą rozmowę z jednym z lokalnych działaczy samorządowych. Przez kilkanaście minut broniłem prawa wybranego demokratycznie prezydenta do podejmowania autonomicznych decyzji. Mój rozmówca – człowiek z dużym doświadczeniem życiowym, starał się mi udowodnić, że prezydent powinien czy wręcz musi zmienić to albo tamto. Nie mam zamiaru wchodzić w szczegóły, po pierwsze rozmowa była prywatna, a po wtóre – nie ma to najmniejszego znaczenia dla sedna sprawy. Otóż – broniłem prawa prezydenta miasta – wygrał on wybory. Wybory odbyły się przy zachowaniu wszelkich zasad demokratycznej rywalizacji. Większość z nas wybrała to co już zna, a zatem nie chce zmian, a zatem – prezydent, chcąc wypełnić wolę wyborców, ma prawo kontynuowania swojej pracy w takim stylu, jaki dał mu zwycięstwo, a zatem jakiego w większości chcemy. To zupełnie proste i logiczne. Nie ma więc zatem co się oburzać – przekonywałem znajomego. W demokracji zasady są proste i znane dla wszystkich na długo przed startem rywalizacji – wygrywa ten, kto zdobywa większe poparcie. On wówczas zyskuje mandat i inicjatywę sprawczą. Co z nimi zrobi – należy uszanować. Zwycięzca ma pełne prawo do podejmowania autonomicznych decyzji. Oczywiście w samorządzie jest jeszcze element uchwałodawczy, ale dla wszystkich, którzy mają choć trochę rozeznania w tych sprawach, jest ona – Rada – jedynie niezbędną przyprawą do dania głównego, które pichci prezydent. W demokracji, bez względu nawet na najbardziej obiektywne wskaźniki mówiące coś zgoła przeciwnego – czy jest nam dobrze z tym albo innym, decydujemy my sami. Mówiąc precyzyjnie – większość z tych, którzy głosują. Tak sobie dyskutowaliśmy i nie przyznam, że nie przekonałem mojego rozmówcy. Większość z nas przestaje wierzyć w demokrację, kiedy przegrywa. A przecież powinno być dokładnie odwrotnie. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz