środa, 27 października 2010

Houston, mamy problem...

Wszystko szło, jak po sznureczku, aż tu bach... i mamy kłopoty. Już parę dni, od soboty. Nieprzewidziane, pewnie niezależne od kogokolwiek, trochę kosztowne, wprowadzające zamieszanie i niepotrzebny stres.
I w sobotę kłopoty bagatelizowałem, w poniedziałek - denerwowały mnie, we wtorek - byłem zły, a dziś...
Dziś nauczyłem się, że właśnie sytuacja kryzysowa jest najlepszą okazją żeby potwierdzić samym sobie, że jesteśmy mocni, że tworzymy dobrą, oddaną ekipę. Dziś okazało się, że właśnie te nieprzewidziane kłopoty pokazały, jak wielu ludzi w kampanii ustawiło sobie potencjometr "na pozytywne myślenie". Pokazaliśmy, jak potrafimy współpracować, jak sobie pomagać, jak łatwo przechodzimy do porządku dziennego nad sprawami, które od nas nie zależą. Jak szybko i elastycznie potrafimy przedefiniować metody osiągnięcia celu. Bardzo, bardzo fajnie.
Od jutra wszystko wróci na określone wcześniej tory, pójdzie zgodnie z planem. Jutro odkryjemy kolejną kampanijną kartę, nasz kolejny - duży i zrealizowany pomysł. Jestem tego pewien, choć muszę przyznać, że wciąż możemy posługiwać się tytułem wpisu.
Po południu byłem na wykładzie Uniwersytetu III Wieku. To już prawdziwa instytucja.
Dziś miała miejsce również przedostatnia sesja Rady Powiatu Starogardzkiego. Jeszcze tylko jedna, okrągła - 50-ta i samorząd przejdzie do nowego rozdziału. Dziś nie mam sił na podsumowania, ale wiem, że w paru kwestiach stanęliśmy na wysokości zadania. Chyba najbardziej, jeśli spojrzy się na styl pracy - bez złośliwości, kłótni, niepotrzebnej szarpaniny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz